Wystarczy, że kobieta w miejscu pracy powie „nie” bez uśmiechu, odmówi zadania spoza zakresu obowiązków lub udzieli szczerego feedbacku – i już narażona jest na łatkę „trudnej”, „zimnej” albo wręcz „konfliktowej”. Mężczyzna za te same zachowania bywa chwalony za profesjonalizm i stanowczość. Gdzie zatem kończy się zdrowa asertywność, a zaczyna postrzegana – niesłusznie – agresja? Dlaczego kobiety tak często muszą tłumaczyć się z własnej wyrazistości? I co ma z tym wspólnego hejt?
Asertywność to umiejętność komunikowania się w sposób otwarty, uczciwy i szanujący prawa innych ludzi, przy jednoczesnym dbaniu o własne interesy. Człowiek asertywny potrafi powiedzieć „nie”, wyrazić dezaprobatę lub konstruktywną krytykę, ale bez poniżania czy naruszania godności rozmówcy.
Agresja z kolei to działanie nacechowane przemocą – werbalną lub niewerbalną – prowadzące do dominacji nad drugą osobą, często z intencją zaszkodzenia lub narzucenia swojego zdania.
W teorii brzmi to jasno. Jednak w praktyce – szczególnie, gdy zachowania te prezentuje kobieta – odbiór społeczny może być zgoła odmienny.
Więcej w artykule eksperckim Ilony Adamskiej dla WPROST – TUTAJ.



 
                         
                         
                        